Małżeństwo w Rodzicielstwie

Każdy, kto ma dzieci wie, że życie małżeńskie przed i po urodzeniu dziecka to dwa różne światy. Zupełnie odmienna rzeczywistość i w kontekście małżeńskiej codzienności zmiana zdecydowanie na minus... I rodzi się w mojej głowie takie pytanie, czy rzeczywiście tak jest, lub czy tak musi być? Czy to, co tracimy wraz z narodzinami dziecka, tracimy bezpowrotnie?
Nie ma co się oszukiwać, życie we dwoje a życie we troje, czworo czy pięcioro to dwie różne bajki.
Jednak z różnych moich obserwacji, rozmów, czy też przeczytanych wypowiedzi wynika, że wiele par przechodzi nad tym do porządku dziennego. Jest DZIECKO, nie ma już NAS.
Dla mnie jest to niepojęte. Odkąd urodził się nasz najstarszy syn każdego dnia razem z M. walczymy o czas dla siebie, o bycie we dwoje. Choć na chwilę. Ogromnie nam brakuje wspólnego wyjazdu. Razem. Bez dzieci. Na to musimy poczekać, ale czy to znaczy, że w zwykłej codzienności nie możemy być już parą? Mężem i żoną? Czy jesteśmy skazani na rolę mamy i taty 24 godziny na dobę?
Uważam, że nie, a co więcej myślę, że niektórzy rodzice sami skazują siebie na taką rzeczywistość.

foto: Górajka Foto

Kilka dni temu, w rozmowie z jedną mamą wyszło, że ona wraz ze swoim mężem nie śpią razem, bo ona śpi z ich (dwuletnią!) córką, a mąż w drugim pokoju. Czy to na pewno mąż? A może już tylko współlokator? Nie chcę oceniać ich sytuacji, jednak dla mnie takie rozwiązanie jest nie do przyjęcia.
Dzieci mamy na chwilę. Oczywiście, każdego dnia jesteśmy cali dla nich, staramy się robić wszystko, co dla nich najlepsze kierowani czystą miłością. Jednak pierwszą osobą do kochania, którą sobie wybraliśmy jest właśnie ten mąż, ta żona. Stawianie dziecka w centrum życia, pomimo, że powodowane miłością może niestety przynieść więcej szkód niż korzyści. Dlaczego? Główna informacja jaką przekazujemy w takiej sytuacji to: "drogie dziecko, jesteś ważniejsze niż tata". Pomimo, że nie wypowiedziana, jednak bardzo jasna. Łóżko mamy i taty, jednak tata tu nie śpi, bo JA zajmuję jego miejsce. I nie tylko dotyczy to łóżka. To tylko obraz.
O konsekwencjach dla związku chyba nie muszę pisać... bo jakie małżeństwo żyjące jak współlokatorzy przetrwa dłużej niż kilka lat?
Czy to źle, że dziecko jest w centrum? Odpowiedź na to pytanie nie jest taka oczywista, bo siłą rzeczy dziecko JEST w centrum. Determinuje życie rodziców (głównie matki) totalnie! Czasem nawet do toalety nie można pójść na spokojnie, bo zamknięcie drzwi na minutę powoduje płacz.
Jednak, dla każdego małżeństwa, któremu zależy na sobie ważne, by o tę relację małżeńską walczyć!
Zaczynając od wspólnego spania, przez randki, buziaki, kwiatki, spacery, prezenty, robienie czegoś z myślą o tej drugiej osobie a kończąc na wiadomo czym. ;) (Tak tak, chodzi o seks.)
I zaraz w niektórych mamach czytających to pojawi się: ale jak ja mam jeszcze coś dla tego męża robić jak ja ledwo na oczy patrzę? Wstaję na karmienie w nocy co pół godziny, w dzień kolki, karmienie co chwilę, płacz... a jak już mały zaśnie to sama padam obok niego. Oczywiście! Padaj i śpij póki możesz! Ale ten stan nie będzie trwał wiecznie, tak naprawdę to tylko kilka miesięcy. :) (Może jakąś podpowiedź znajdziesz tu) A jak tylko się da to daj się zabrać na randkę.

Jest jeszcze druga strona tej sytuacji. Nie wiem dlaczego są mężowie, którzy zgadzają się na taki układ...? Odpowiada im, że przestali mieć żonę? Nie wiem.

Kiedyś moja mama powiedziała, że bardzo lubi spędzać z nami (swoimi dziećmi) czas, ale najbardziej lubi, jak zasypiamy. Wtedy tego nie rozumiałam, dziś rozumiem. Dzieci śpią i wreszcie można pobyć tylko we dwoje. (Albo samej ze sobą, ale to temat na inny post.)
Nie chcę pisać kto jak powinien swoje życie poukładać, ale chciałabym, żebyście pomyśleli, oboje, dlaczego jesteście razem? Bo wspólny kredyt na mieszkanie, bo macie dziecko, bo zamieszkaliście razem i tak już zostało? Jesteście razem, bo kiedyś sami siebie nawzajem wybraliście. Z miłości. Chcieliście spędzić razem całe swoje życie! Kochaliście się, szaleliście za sobą, nie mogliście spędzić dnia bez siebie! (Zakochanie jest piękne!) I przyjrzyjcie się czy nadal tak jest, czy może całej swojej miłości nie pakujecie w dziecko, które kiedyś sobie pójdzie, dorośnie, pokocha kogoś i się wyprowadzi. A Wy zostaniecie. Fajnie by było wtedy cieszyć się z tego, że WRESZCIE jesteście we dwoje! A nie martwić, co teraz? Bo ta druga osoba stanie się przez te dwadzieścia lat zupełnie obca...

Dla dzieci nie ma piękniejszego obrazu niż kochający się rodzice. Nie ma. Daje to ogromne poczucie bezpieczeństwa i uporządkowania świata i pokazuje, co to znaczy kochać, a chyba każdy z nas chce, by jego dziecko mogło kiedyś kogoś prawdziwie pokochać i wiedziało, jak to zrobić.

znaleziono gdzieś w internecie