bobas lubi wybór

O BLW słyszałam przelotnie kiedyś tam... i potem znów, jak się urodził Stasio. Zagłębiłam się odrobinę w temat dzięki mojemu wspaniałemu mężowi, który zakupił mi książkę o Bobasach, które Lubią Wybór.


Jestem bardzo ostrożna w byciu radykalnym wyznawcą jakiejś metody. Czytam, poznaję i wybieram to, co uznaję za odpowiednie dla siebie i swoich dzieci. Podobnie było z BLW.
Stasiek ma rok i dwa miesiące i je wszystko. Naprawdę wszystko. Oczywiście poza tym, czego mu nie dam, bo boję się, że jego brzuszek sobie nie poradzi jak np. grzyby. Ale nie wybrzydza. Wszystko zajada. Owoce. Warzywa. Kasze. Mięso. Ryby. W czym tkwi sekret? W dłoniach. Dziecko świat poznaje dłońmi i buzią. I jak dostaje do jedzenia najróżniejsze produkty, które może wziąć w łapkę i wpakować do buzi to poznaje nie tylko smak, ale i jakie to jest w dotyku, czy da się zgnieść, rozsmarować po blacie, czy można włożyć do buzi na raz czy trzeba odgryźć itd. A nie rozgotowana papka z łyżeczki, która ma jedynie dostarczyć odpowiednich substancji odżywczych. Niestety, nasz pierworodny - Franek karmiony był łyżeczką zmiksowanymi warzywkami z mięskiem. Wszystko bardzo zdrowe. Specjalnie przygotowywane. Ale teraz nie chce próbować niczego nowego. Nie chce jeść warzyw ani owoców. Tylko kotleciki, "kuczaka",  "ipke" /rybkę/, "jajek" /jajko/ no i makarony, kasze, ziemniaki, ryż itp. Bardzo mnie to martwi, bo żeby mu dostarczyć tych cennych substancji muszę mieszać kalafiora z ziemniakiem tak, żeby się nie zorientował, albo przemycić jakieś warzywo w zupie. I nie mam totalnie pomysłu, jak to zmienić. Bo nawet, jak już teraz bierze do ręki jedzenie to i tak nie chce go spróbować tylko daje Staśkowi :) a ten oczywiście otwiera paszcze i pochłania wszystko.

Stasiek lubi wybór nie tylko w domu. Ikea :)
Martwi mnie ta warzywno-owocowa niechęć Franka, ale z drugiej strony niesamowicie cieszy to, że już przy Staśku trafiłam na BLW, i że Stasiek jest małym jedzeniowym odkurzaczem :)
Na działce zżera jeżyny, maliny, borówki, poziomki. Prosto z krzaczka. Nawet niedojrzałe. Ostatnio wyrwałam mu z łapki w połowie zgniłą brzoskwinkę, którą znalazł w trawie. Wszystko, co jadalne (bardziej lub mniej :)) zjada.
Ostatnio spróbowałam dać Stasiowi łyżeczkę, żeby się przyzwyczają do jedzenia łyżką... no ale i tak łapy w kaszkę wsadził i jadł caaaałą buzią :)


Dlatego wszystkim mamom, które jeszcze są przed lub na początku wprowadzania pokarmów swoim dzieciom gorąco polecam. Nie miksujcie. Nie karmcie. Dajcie w łapkę i niech je samo. :)