Murzasichle

Wczoraj wróciliśmy z krótkiej, czterodniowej wyprawy w góry.
Ostatnio w górach byłam jak jeszcze nie byłam mamą... Dawno. I jestem przeszczęśliwa, że się nam udało wyjechać. Choć na chwilę. Rano widzieć za oknem Tatry. Pięknie!
Nie odpoczęliśmy. Nasze dzieci i tak wstawały o siódmej rano. Fizycznie zmęczeni tak samo.
Ale moja głowa odpoczęła jak nigdy.
Nie musiałam gotować. Ani myśleć, co ugotować.
Nie musiałam wstawiać zmywarki. Ani prania. Ani składać ubrań.
Nie musiałam zbierać zabawek po całym mieszkaniu.
Nie musiałam usypiać. Sami padali ze zmęczenia.
No i byliśmy razem.
W Murzasichlu.
Piękna zima. Z bliska. A nie zza okna.
Jeździliśmy na nartach. Na zmianę.
Na sankach. Stasio ucieszony. Franek zdystansowany.
Stefan spał na świeżym powietrzu "jak zabity".
Marzliśmy.
Wygrzewaliśmy się pod kocykiem.
Oglądaliśmy bajki.
Graliśmy w scrabble'a. 
Jedliśmy frytki.
Piliśmy grzańca.
Odwiedziliśmy naszych Górali Cudzichów :)
Zepsuliśmy i naprawiliśmy samochód.
I wczoraj w nocy szczęśliwie wróciliśmy.
Jak widać, z dziećmi też można.
Polecam wszystkim.