gdy ON siedzi w domu

Od początku października doświadczamy zupełnie nowej sytuacji rodzinnej. Ja chodzę do pracy a mój, jak to w internetach się pisze, MAŁŻ siedzi w domu... oczywiście nie jest to do końca prawda, bo co tydzień znika grać koncerty, dzięki czemu jest za co żyć, no ale tak w tygodniu to siedzi w domu i nic nie robi ;)


w pracy

Lepiej tak czy gorzej?

Czasem mu zazdroszczę, bo też bym posiedziała.


Gorzej, bo się wymądrzam, że więcej bym zrobiła, jakbym to ja była w domu. Choć tak szczerze to prawda jest taka, że wcale nie.
Lepiej, bo nikt mojego męża nie wykorzystuje w szpitalu za marne pieniądze. Gorzej, bo mi chłop za reanimacją tęskni. Wiem, dziwne, ale kto tam zrozumie medyków.

Związek partnerski, czy aby na pewno po równo?

Partnerski dla mnie nie znaczy po równo, a wspólnie. Razem dbamy o dom, naszą rodzinę. Teraz stało się to jeszcze bardziej odczuwalne, ale czy mężczyźni stworzeni są do takiej roli bycia w domu?
Mój na pewno nie. Może miesiąc, może dwa będzie mu fajnie a potem dostanie świra.

Uczę się doceniać to, co on robi w domu. Nie dlatego, że to jakaś nowość, albo że on tak wspaniałomyślnie mi pomaga. Nie nie nie. Uczę się doceniać to, że się stara. Pomimo tego, że niektóre rzeczy są dla niego nie do pojęcia, nie do zrozumienia i nawet nie pomyślałby, że trzeba je zrobić.

I to nie jest tak, że ci nasi mężowie nie chcą czegoś zrobić. Oni naprawdę niektórych rzeczy nie widzą. Nam się to w głowie nie mieści, a dla nich jest zupełnie niezrozumiałe, o co my się czepiamy.

Wracam z pracy ostatnio koło godziny 16, a Stefan biega w piżamie. A on tak w piżamie cały dzień? O, faktycznie! Nie zauważyłem. :) No i co się dziwić. Nie wychodzili na dwór, bo choroba, nie zabrudził się więc powodu do przebrania nie było, a że piżamka to taki dres to jaka to różnica.

Mój M powiedział mi kiedyś, że mam mu jasno mówić co on ma robić w domu, na co ja mu powiedziałam, że wystarczy się rozejrzeć i widać przecież! No i stanęło na tym, że zostawiam kartki "to do". (Edit: Nie, nie piszę mężowi: wynieś śmieci, wstaw zmywarkę. To są oczywiste oczywistości :) tylko np. umyć kaloryfer, znieść rzeczy do piwnicy)

To żadne odkrycie, że kobiety i mężczyźni różnią się od siebie. To fakt i trzeba się nauczyć jakoś z tym żyć :)

Nie po to mam żonę i córki, żebym sam sobie koszule prasował. Takie zdanie kiedyś wypowiedział mój teść. Trudno stwierdzić czy było pół żartem czy całkiem serio.  Mnie zmroziło. Kobiety do prania sprzątania, gotowania, prasowania, a mężczyzna od decydowania, zarabiania i bycia najważniejszym. 
Kto tak teraz żyje?? Mam nadzieję, że coraz mniej par.

Dom wspólny, dzieci wspólne, obowiązki wspólne. Kurcze. Proste jak konstrukcja cepa.


Z ciekawostek.


Ostatnio na mataja.pl przeczytałam o badaniach, z których wynika, że w sytuacji, gdy np. w sobotnie przedpołudnie mąż sprząta, w większości przypadków kobieta (z poczucia winy, obowiązku?) też sprząta, natomiast jeśli żona sprząta to mężczyzna już nie zawsze podrywa się do wspólnej pracy.

Czemu tak jest? Oni są leniwi czy może my ciągle myślimy, że coś musimy i ostatecznie nie dajemy sobie prawa do odpoczywania? Do przemyślenia.