sposób na ROZSZALAŁE wieczory

Kto z Was tego nie zna? Nadchodzi wieczór i nawet najbardziej zmęczone dziecko zaczyna szaleć, biegać, wariować, śpiewać, albo przynajmniej przewalać się po łóżku tam i z powrotem, wstawać 100 razy, bo siku, bo jeść, bo pić, bo kołdra się zsunęła, bo bo bo...
Nie dalej jak dwa dni temu rozmawiałam z jedną z mam i pytała mnie, czy nie mam pomysłu co robić w takiej sytuacji. Napisałam jej kilka sposobów, ale do żadnego nie byłam przekonana, bo żaden w stu procentach nie zadziałał na moich chłopców.


Od dawna szukałam sposobu na naszego Stasia, który choćby nie wiem jak był zmęczony, wieczorem dostawał szału... niezrozumiałego, nieokiełznanego szału.
Niektórzy polecają się wyciszać. Masaż, przytulanie, kołysanki.
Inni, by wejść w to szaleństwo i wyszaleć się z dzieckiem.
Próbowałam też ściskania, mocnego przytulania, uciskania, otulania go rękami i ściskania, ale nie zawsze pomagało.
Wpadłam na nowy pomysł, zrobiłam bardzo prostą rzecz. Zagoniłam towarzystwo do łóżek i jak jednocześnie przez 2 sekundy byli w swoich łóżkach to zgasiłam światło. Wszędzie. W całym mieszkaniu. Włączyłam słuchowisko i usiadłam w fotelu z nimi w pokoju.
Na początku trochę gadali więc zapytałam, czy słuchają Króla Bula, bo jeśli gadają to znaczy, że nie, więc wyłączam. I zapadła cisza.
I usłyszałam tylko. Mamo poproszę pić. Dałam pić. I cisza. Słuchają. Staś, który zawsze zasypiał ostatni, wstawał sto razy, nawet jak się siedziało obok niego, wiercił się, kręcił - zasnął pierwszy. Nie było walk, nie denerwowałam się na nich, nie było uciekania, biegania, gadania.

Ś p i ą.

Ograniczenie bodźców poprzez zgaszenie wszędzie światła uspokoiło układy nerwowe, pozwoliło się wyciszyć i zasnąć. Jestem zachwycona.
Dziś drugi wieczór, gdy podziałało, zobaczymy jak będzie dalej, ale coś mi się zdaje, że w końcu znalazłam to, czego wieczorem potrzebują moje dzieci. Ciemności.