ich dwoje i... piesek?

Oberwie mi się, na pewno. I coś czuję, że będzie mnie to kosztowało kilka "odlubień" na fb, ale cóż. Trudno.
Od początku zaznaczam, że nie oceniam, a jedynie obserwuję i tymi obserwacjami chciałabym się z Wami podzielić.
Czy Was też ostatnio otacza coraz więcej par, które nie mają dzieci, a mają pieska lub kotka? Biologia jest nieubłagana, instynkt macierzyński szaleje :)
I nie, nie uważam, że każdy jak już ma z kim to powinien mieć dziecko. Nie, nie, nie. Absolutnie. Każdy się decyduje na to, co uważa dla siebie najodpowiedniejsze, najlepsze. I jeżeli uważacie, że dziecko tym nie jest to lepiej go nie mieć. Zdecydowanie.

Idąc tym tokiem myślenia młodzi ludzie wiążą się ze sobą i nie chcą mieć dzieci...
I tu dla mnie rodzi się naprawdę trudne pytanie: dlaczego?
Czy jesteśmy społeczeństwem pełnym egoistów, którzy są tak skupieni na własnej wygodzie, że zdecydowanie się na potomstwo jest dla nich absolutnie niemożliwe?
A może przeraża nas odpowiedzialność jaka spocznie na nas, gdy będziemy mieć dziecko?
A może jeszcze pędzimy za wszystkim innym (praca, pieniądze, podróże, niezależność) i odkładamy decyzję o dziecku na kiedyś?
A może tak całkiem zwyczajnie nie lubimy dzieci?
A może nie czujemy się na tyle pewnie w swoich związkach, by zdecydować się na dziecko...?

Myślę, że w każdym z powyższych pytań zawarta jest część diagnozy. Diagnozy młodych ludzi, którzy nie chcą mieć dzieci, albo "chcemy, ale jeszcze nie teraz". Bo to, że gonimy za wieloma rzeczami w naszym życiu, że chcemy być szczęśliwi, spełnieni, zabezpieczeni to normalne, tylko dlaczego z tego planu na życie wykreślone zostaje dziecko, jako przeciwstawność do wszystkiego na czym nam zależy?
Dziecko to koniec wolności, koniec niezależności, koniec szaleństwa, koniec spontaniczności, koniec życia.
No nie.

W poprzednim poście pisałam o bezradności dzieci wobec reklam, że one nie potrafią się przed nimi obronić i chcą mieć to, co widzą na ekranie.
My, dorośli jesteśmy bardziej świadomi i wiemy, że reklama wciska kit, że hepaslimin reklamują skutkami ubocznymi (kup, to schudniesz, a będziesz mogła udawać, że to na wątrobę czy jakoś tak...), że hasła piosenki reklamowej mają nam zapaść w głowę tak bardzo, żebyśmy nie mogli się ich pozbyć. Powiedz w myślach: media ekspert, włączamy niskie ceny. Potrafisz? Bo ja od razu słyszę te drażniące dźwięki z reklamy.
I tu jesteśmy mądrzy, świadomi.
Ale na inne oszustwa dajemy się naciągać, jak dziecko na reklamę kinderniespodzianki.
...bo musisz mieć pieniądze, dużo pieniędzy i karierę i stanowisko.
...i samochód wart tyle co roczna pensja.
...i mieszkanie.
...i wolność, bo przecież nikt nie może ci mówić co masz robić.
...i niezależność, bo przecież nikt nie będzie ci wyznaczał czasu na zrobienie czegoś, albo tego ograniczał.
...i święty spokój, bo jesteś zmęczony.
...i wakacje w Tajlandii, bo przecież nad polskie morze to tylko pięćsetplusy jeżdżą.
...i masę innych rzeczy.
I ja nie mówię, że to wszystko jest złe. Nie jest.
Ale jeśli pędzimy za tym, jak osioł za marchewką...

I wracając do dzieci.
Ci, którzy nie chcą ich mieć, nie powinni, ale ci, co się tego boją, boją się dlatego, że myślą, że dziecko coś im odbierze, coś uniemożliwi. Ograniczy wolność i nakaże podporządkować życie pod swoje kaprysy.
Na początku tak jest. Noworodek stawia na głowie całe życie. Kto miał ten wie ;) (O tym, jak urodzić i nie zwariować już pisałam o TU.) Ale to tylko kilka pierwszych miesięcy, a później można robić wiele rzeczy w życiu z dziećmi i (jakkolwiek to zabrzmi) pomimo dzieci.

Złożoność problemu jest dużo większa i post na blogu jej nie wyczerpie, można by o tym całą pracę magisterką napisać, dlaczego dzisiaj młodzi ludzie nie decydują się na dzieci, lub odkładają posiadanie potomstwa na później. Widząc ludzi w moim wieku dookoła mnie mogę jedynie zaobserwować, że zjawisko to staje się coraz powszechniejsze.