sklep, autobus, ulica

"Niech pani przyjdzie do sklepu bez dziecka, nie będzie problemu", "My to nie miałyśmy takich wygód a jakoś dawałyśmy radę bez miejsc postojowych dla rodzin na parkingach, kas pierwszeństwa itp. Wymysły!", "Jak pan nie umie zapanować nad swoim dzieckiem to może niech pan nie jedzie autobusem, samochód se pan kupi", "Pani lepiej pilnuje swoje dziecko", "Z dzieckiem nie powinno się przychodzić do sklepu, tylko trzeba sobie tak zorganizować czas, żeby przyjść bez niego".
Same internetowe mądrości, a czasem i usłyszane wprost dające jeden przekaz: Dzieci zniknijcie z naszej przestrzeni!
Dzieci są głośne.
Dzieci są nieuważne.
Dzieci czasem płaczą.
Dzieci czasem wprost zapytają a czemu ta pani jest gruba?
No i?
To są d z i e c i, a rodzic ma takie samo prawo korzystać chociażby z zakupów w jakimś tesco, co każdy inny człowiek. I dlaczego nie z dzieckiem?
Jak komuś przeszkadza dziecko w sklepie to polecam zakupy wieczorami, wtedy szanse na spotkanie dziecka są mniejsze. Ja np. nie znoszę tłumów w ikei, więc NIGDY nie jeżdżę tam w weekend.
Dlaczego, jeśli można komuś pomóc np. mamie z dzieckiem to tego nie zrobić? Jej na pewno będzie wygodniej zaparkować na przeznaczonym dla niej miejscu i skorzystać z pierwszeństwa w kolejce. No i szybciej wyjdzie ze sklepu z "tym bachorem" więc i korzyść dla tych zgorzkniałych większa.

Stefan idzie do ikei
A w autobusie? Czytałam kiedyś wypowiedź jednej pani, co z pewnością swoich dzieci nie miała, że albo się dziecko umie wychować i ono wtedy wie, że w autobusie się nie płacze, albo nie i nie powinno się jeździć komunikacją. Hmmm... ja nie raz widziałam w autobusie dorosłego, który płakał, albo krzyczał, albo upojony śpiewał na cały głos, albo roztaczał w okół siebie takie aromaty, że pół autobusu był ścisk, a pół, w okół niego, puste. Tych dorosłych też ktoś nie wychował.




I teraz pewnie sobie myślicie. No tak, niech dziecko się drze a matka nie reaguje, a ja to muszę znosić w sklepie czy autobusie czy gdziekolwiek indziej.

Otóż nie.
mnie śmieszy 😁
Do rodziców: Jeśli jesteś rodzicem to pamiętaj proszę, że nie jesteś w tych miejscach sam i faktycznie histeria tarzającego się po podłodze dwulatka może przeszkadzać. Jeśli idziesz z dzieckiem do sklepu, fajnie jest umówić się z dzieckiem (jeśli to w ogóle w zakresie jego możliwości) przed, że jeśli będzie się nieodpowiednio zachowywało to... będziecie musieli wyjść ze sklepu. No i faktycznie liczyć się z tym, że w połowie zakupów będziesz musiał wyjść, jeśli twoje dziecko będzie przeszkadzało innym. Pomyśl też proszę, czy faktycznie twoje dziecko chce iść na te zakupy z tobą. Czasem dzieci to lubią a czasem nie. Jeśli nie, a masz taką możliwość - przyjdź bez nich, a wspólny czas spędźcie inaczej.
Jeśli jedziesz autobusem a twoje dziecko drze się w niebogłosy to, jeśli możesz wysiądź i daj mu się uspokoić, jeśli nie, zrób wszystko, co w twojej mocy, aby mu pomóc. Jeśli się nie da, a to zrozumiałe, że czasem może się nie dać, to trudno.
Pamiętaj, że nie każdy jest oswojony z płaczem czy krzykiem dziecka.

A teraz do tych, co dzieci nie mają, albo mieli już dawno temu i zapomnieli jak to było tak naprawdę: O odrobinę wyrozumiałości was poproszę i nic więcej. Dobre rady w stylu "może mu za ciepło", "pani go pobuja", "bądź grzeczny, bo cię zabiorę", "a co ty tak płaczesz? nie bądź niegrzeczny" itp. nie pomagają! A wręcz pogarszają całą sytuację. Jeśli chcesz pomóc zapytaj, czy możesz jakoś pomóc. Koniec.

Sytuacji, w których dziecko znacząco nam zakłóca cotygodniowe zakupy czy podróż autobusem jest naprawdę niewiele. Wiele razy mijamy dzieci i nawet ich nie zauważamy, bo nie zwracają na siebie uwagi. Są i będą w okół nas. Dla nas rodziców trudne zadanie, by nad dziećmi czuwać i uczyć je na miarę ich możliwości społecznych zachowań, a dla "nierodziców" trudne zadanie, by przyjąć, że tak po prostu jest, że na świecie są dzieci. I koniec :) i oby jak najwięcej, bo kto na te emerytury będzie zarabiał?! 🙈🙉🙊

A tak już całkiem serio. Żyjmy i dajmy żyć innym. Po prostu.

I tak, oczywiście, że nie wszędzie się z dziećmi idzie, bo np. do teatru na spektakl taki normalny nie "kidsfriendly" to dzieci nie chodzą. Do restauracji też nie każdej z dzieckiem powinniśmy wchodzić.
Bo dziecko to nie święta krowa 😉. To po prostu mniejszy człowiek, który nie do końca ogarnia normy społeczne, że np. nie pyta się głośno w autobusie a czemu ta pani ma wąsy?

No.
A i jeszcze powiem Wam, że moje dzieci nie schodzą wszystkim z drogi na chodniku. Oczywiście jak się plączą od prawa do lewa to ich zgarniam, żeby szli prawą stroną, ale jeśli idą po tej swojej prawej stronie to czemu miałyby schodzić z drogi komukolwiek (tak, starszej pani zrobią miejsce 😉)? Przecież nawet taki dwu- trzy- czy czterolatek jest takim samym użytkownikiem chodnika, jak każdy inny! Czasem mi się wydaje że bardziej oczywiste jest to, że robi się miejsce psu na chodniku, niż to że dziecko może iść swoją drogą.