tata

Tata to taka istota, która pojawia się w życiu dziecka stopniowo. Mama jest od zawsze, jest oczywistością. Tata ma trudniejsze zadanie.
Słuch. Rozwijający się słuch dziecka zaczyna odbierać dźwięki z zewnątrz. Słyszy głos mamy, ale  jest jeszcze jakiś drugi.. taki niższy.. ale przyjazny. Mama lubi ten głos więc dziecko też. 
Dotyk. Dziecko przed narodzinami czuje, że to tata położył rękę na brzuchu? Z moich obserwacji wynika, że tak.. bo jak ktoś "obcy" przykładał rękę do mojego brzucha, żeby poczuć jak kopie to rzadko się udawało. A jak Mateusz przyłożył rękę to nieraz dostawał kopniaka. Franio to nawet wystawiał kolanko? stopę? do głaskania. :)
Mateusz i Staś w pierwszej dobie stasiowego życia
A gdy przychodzi dzień narodzin...
Nowy świat, wszystko nowe. Dziecko musi się odnaleźć w zupełnie nowym, nieznanym środowisku... mama znajoma, jej zapach, głos, dotyk. A tata? Jeśli tata mówił do brzucha i go dotykał to ma ułatwiony start, bo dziecko już go zna. Zaczyna się czas przytulania, noszenia, kangurowania (tak, tak! Tatusiowa klata jest super dla maluszka), kąpania, przewijania, pierwszych uśmiechów. Oczywiście, dla wielu tatusiów wszystko naraz to za dużo, czasem boją się wziąć swoje dziecko na ręce, a co dopiero je wykąpać! Myślę, że na wszystko przychodzi czas. Ja miałam to szczęście, że mój mąż nie bał się tych wyzwań i od pierwszych dni życia chłopców wszystkiemu potrafił sprostać. Szczególnie to było dla mnie pomocne po pierwszym porodzie (cesarskie cięcie), gdy byłam obolała.
Potem maluch zaczyna się powoli przemieszczać po mieszkaniu i zaczyna czaić że jest mama, tata, brat. A nawet rozpłakać się na widok taty znikającego za drzwiami. To u nas aktualnie prezentuje Stasiek. Jak Mateusz wraca z pracy to Staś pędzi do drzwi i domaga się, żeby go tata wziął na ręce. A jak Mateusz wychodzi z domu to Stasiek w płacz. Obaj nasi synowie większy lęk separacyjny przejawiali wobec Mateusza. Ja mogę sobie wychodzić kiedy chcę, usłyszę tylko "papa", ale jak tata idzie to dramat, płacze, przynoszenie butów... ;)
Gdy mija rok z kawałkiem dziecko zaczyna swobodnie chodzić, a gdy ma dwa lata mówi już na tyle zrozumiale, że staje się "bardziej ludzkie". Można z nim pogadać, gdzieś pójść. Jak z normalnym człowiekiem. Można np. wziąć dzidy i iść polować na zające.
Mateusz sam przyznał, że teraz, gdy Franek jest już taki wygadany i mobilny to jemu, jako tacie, jest łatwiej spędzać z nim czas.
System pracy Mateusza, pomimo, że nie idealny (idealny to ten, kiedy tata nie pracuje, a pieniądze się po prostu wyjmuje z bankomatu) bardzo sprzyja naszej rodzinie: jesteśmy razem, dużo czasu spędzamy wspólnie, mamy dłuższe i krótsze weekendy w środku tygodnia, co też jest plusem, bo jak jedziemy np. w czwartek do lasu na ognisko to oprócz nas jest 5 a nie 50 osób.
Ostatnio pojechaliśmy.
Franek dostał od taty kija. I poszli polować na zające. Po drodze jedną dzidę zgubili, zająca nie upolowali. Nie szkodzi, i tak byliśmy już po obiedzie. Franio przeszczęśliwy.
Ach, i do słowniczka trafiło nowe słowo: kija czyli kij.


Bycie tatą jest chyba trudniejsze niż bycie mamą. Mamy mają instynkt, hormony. A tatusiowie wielu rzeczy muszą się nauczyć. Z tym większym podziwem patrzę na mojego męża i na innych tatusiów, którzy poświęcają swój czas swoim synom i córkom bawiąc się z nimi, czytając bajki, ucząc jak smażyć kiełbasę w ognisku, wstając w nocy i przynosząc żonie do karmienia, przewijając kupy, chodząc na spacery...
My mamy jeszcze malutkie dzieci. Franio za miesiąc skończy dwa lata. Jest małym bąkiem.. a już teraz widać jak ważny jest dla niego tata. Bo jednak tata to tata. Mama przytula wieczorem, gdy nie może zasnąć a tata daje kija i zabiera do lasu :)